Próbuję przekazać emocje przy pomocy dźwięków czy słów – Kudelski [WYWIAD]

W lutym ukazał się solowy album Tomka Kudelskiego, kompozytora i perkusisty warszawskiego zespołu Love De Vice pt. „Call the Distant”. Za każdy element dźwiękowej faktury albumu odpowiadają najwyższej próby muzycy i artyści, reprezentujący różne style i tradycje. Wśród nich takie postaci jak: Sheela Gathright, soulowa wokalistka pochodząca z Nowego Jorku, kubańska perkusistka Nailé Sosa Aragón, Miquel Brunet – pianista i jedna z najwybitniejszych współczesnych osobowości muzycznych Balearów, saksofonista Marcos Monge, skrzypek Enrique Barrenengoa, filharmonicy Palma de Mallorca, aż po godną reprezentację Polaków w postaci Agi Derlak, wybitnej pianistki jazzowej młodego pokolenia, rodzimego specjalisty od instrumentów orientalnych –  Tomasza „Ragaboya” Osieckiego oraz znanego multiinstrumentalisty – Macieja Caputy. Pomysłodawcami projektu są autor muzyki Tomasz Kudelski oraz producent Jacek Szabrański. O swoim debiutanckim, solowym albumie, współczesnych mediach i planach w rozmowie z M MAG opowiada Kudelski.

  • Płyta „Call the Distant” odnosi się do kondycji współczesnego świata, dręczących go niepokojach, nawiedzających upiorach przeszłości i przyszłości… Czy przyjąłeś na siebie niejako rolę wieszcza, który punktuje nasze problemy i daje sugestie, jak żyć?

Kudelski: Nie, wprost przeciwnie, nie mam najmniejszej ochoty moralizować, udzielać porad ani uczyć jak żyć czy pomagać w odnalezieniu sensu istnienia. Ta płyta jest w znacznym stopniu instrumentalna i na kondycję współczesnego świata powinno się patrzeć jako na pewną metaforę przeżyć i emocji, które targają światem, a które ja staram się zdekodować czy wyrazić w taki sposób jak potrafię. Ja próbuję przekazać emocje przy pomocy dźwięków czy słów. Panuje takie, według mnie błędne przekonanie, że twórca opowiada o sobie i swoich przeżyciach. Ja raczej jestem obserwatorem. Nie jest to płyta o mnie, ale też o żadnej innej osobie, choć niektóre utwory są inspirowane wydarzeniami, w których uczestniczyłem. Jest to jednak zbyt intymna sfera abym, o niej kiedykolwiek publicznie się wypowiadał. Chciałbym, aby moja muzyka miała uniwersalny charakter i nie chciałbym narzucać jej interpretacji  

  • Optymista? Czy raczej zdystansowany realista?

Kudelski: Zdystansowany optymista.  Gdybym był realistą nigdy bym, nie podjął się realizacji tego projektu lub nigdy go nie ukończył. Więc mnóstwo optymizmu i swoistej determinacji było potrzebne, aby go zrealizować. Ja nie jestem typem osoby, która zaraża optymizmem czy jest charyzmatycznym liderem, który potrafi przenosić góry.  Mam jednak w sobie pewną determinację, która pozwala mi realizować projekty.

  • Jak Ty sam radzisz sobie z lękami, które nas dopadają patrząc na to, co dzieje się dookoła?

Kudelski: Ciężko oceniać samego siebie.  Ja nie postrzegam siebie samego jako osoby z wysokim poczuciem lęku.  Jestem typem stoika, nie próbuję walczyć czy tracić energii na walkę z rzeczami, na które nie mam wpływu.  Ostatnio furorę robi słowo prokrastynacja (nie mylić z prokreacją), moja żona twierdzi, że opanowałem do perfekcji sztukę unikania mierzenia się z problemami.  To może wynikać z dwóch rzeczy po pierwsze części spraw nie muszę od razu identyfikować w kategorii problemu, a pewne problemy czasami same znajdują swoje rozwiązanie, jeśli im się nie przeszkadza zbytnio.  Oczywiście każdy ma inny poziom wrażliwości i mam świadomość, że nie każdy taką postawę jest w stanie zaakceptować.

  • Twoja solowa płyta opiera się w dużej części na partiach instrumentalnych. To złożone formy muzyczne pełne zwrotów i niekonwencjonalnych brzmień.  Dużo tam eksperymentów. Czy pomysł na takie dźwięki urodził się wcześniej w twojej głowie czy narósł wraz z tworzeniem albumu?

Kudelski: Miałem w głowie pewne ogólne wyobrażenie i chciałem, aby całość zmierzała w określonym kierunku. Ale to nie jest tak, że miałem całość w głowie duży wkład mieli muzycy oraz Jacek Szabrański producent płyty.  Ja byłem autorem bazowych pomysłów melodii, które następnie zostały obudowane aranżacyjnie i to już była praca wspólna. Więc to powstawało z czasem rozrastało się trochę jak grzybnia, która na koniec wydała z siebie mam nadzieję fajny owocnik. Co do złożoności tej muzyki to chciałem zbudować kompromis pomiędzy melodyczną przystępnością, ale jednocześnie zachować pewien intrygujący poziom aranżacyjny. Mam nadzieję, że udało się to osiągnąć.

  • Kto jest odpowiedzialny za twoją muzyczną edukację, kto w ogóle pchnął cię w kierunku tworzenia muzyki komponowania pisania utworów?

Kudelski: Nie mam edukacji muzycznej. Jestem totalnym samoukiem ze wszystkimi tego zaletami i niestety również wadami jak to w życiu bywa.  W kierunku muzyki to pchnęli mnie rodzice. Najpierw ojciec przywiózł w latach 80 tych z Anglii klawiaturę Casio a mama kupiła dziecięcy zestaw perkusyjny dla przedszkoli i tak się zaczęło.  Potem byłem perkusistą w kilku amatorskich zespołach choć miałem to szczęście grać w nich osobami bardzo utalentowanymi, które dzisiaj sporo znaczą w muzyce – z Wojtkiem Jabłońskim (Kult), Radkiem Chwieralskim (Rock Loves Chopin) czy Michałem Chęć (Łąki Łan) – było to milion lat temu, ale to był chyba kluczowy okres rozwoju.  Jednak najważniejszą postacią na mojej muzycznej drodze z równocześnie skomplikowaną relacją jest Paweł Granecki. Razem założyliśmy pierwszy zespół jeszcze w podstawówce i 30 lat później wciąż gramy ze sobą w Love De Vice. Z tego samego okresu pochodzi moja znajomość z Robertem Pełką basistą Love De Vice.  Przyjaźnie i znajomości, które wtedy się zawiązały są wciąż ważne i chyba już ponad czasowe. 

  • Na ilu instrumentach potrafisz grać?

Kudelski: Dobrze to na żadnym…  Coś tam umiem na perkusji, bo na tym instrumencie gram w zespole.  Mam jakieś zupełnie podstawowe i mocno intuicyjne rozumienie pianina, gitary oraz ostatnio ukulele. Ja gram ze słuchu nie znam teorii muzyki. Jak trochę pogram na jakimś instrumencie intuicja zaczyna podpowiadać mi pewne rozwiązania, jest jakaś niewidzialna siła, która pcha palce w kierunku danego układu dźwięków.  To jest taki element magiczny, który nie jest dla mnie do końca zrozumiały, ale tak jest taki siódmy zmysł, który czasami się pojawia nie wiadomo skąd.  

  • Muzyka jest twoją pasją, bo zawodowo wykonujesz coś zupełnie odległego. Czy te dwa światy, prawniczy i muzyczny da się jakoś pogodzić?

Kudelski: To są dwa zupełnie niezależne światy.  Sztuką jest znalezienie czasu, aby łączyć obie te aktywności. Tu zawsze z pomocą przychodzi rodzina, która mi pomaga, akceptując to, że są okresy, w których jakby jestem mniej. Sztuką jest znaleźć balans, aby wszystkie moje role życiowe, funkcjonowały w pewnej symbiozie.   W Love De Vice gra w sumie 3 prawników mieszkamy nawet w różnych miastach, to jest dopiero wyzwanie, aby tak nagiąć czasoprzestrzeń, żeby móc się razem się spotkać.    

  • W Polsce bycie artystą niezależnym staje się co raz bardziej powszechne. I rynek robi się ciasny… Czy myślałeś o tym wydając album?

Kudelski: Nie bardzo zastanawiałem się nad tym. Jak doszedłem do etapu, że uznałem, że ten projekt jest wystarczająco dobry, aby go pokazać światu, po prostu trzeba było determinacji aby to zrealizować. Powstaje bardzo dużo muzyki, technologia nagrań bardzo się upraszcza. Ja jeszcze jestem z pokolenia, które ceni obcowanie z żywymi instrumentami i żywymi ludźmi. Wielu młodych artystów potrzebuje prawdopodobnie niewiele więcej niż komputer do tworzenia. Banki brzmień i możliwość korzystania z gotowych rozwiązań bardzo ułatwiają cały proces. Każde pokolenie korzysta z innej technologii, innych doświadczeń i zmieniających się kulturowych uwarunkowań i zawsze będzie powstawała muzyka lepsza i gorsza i daleki jestem od twierdzenia, że kiedyś to była muzyka, a teraz to nie wiadomo co powstaje, bo tak według mnie nie jest.  Zawsze będą ludzie zdolni. Ja nie jestem zawodowym muzykiem i mój album nie jest przedsięwzięciem komercyjnym, ale mam wrażenie, że tak jak mechanizmy rynkowe w tym streaming ukształtowały rynek muzyki to jest coś z nim bardzo nie tak. Taka jest moja obserwacja patrząc trochę z boku obserwując co się dzieje. Uważam, że osoby, które chcą zawodowo zajmować się muzyką, żyć i zarabiać na tym to mają ogólnie przechlapane w tym kraju. Dużo osób robi to trochę w taki sposób, że muzyka jest czymś obok, a na rachunki zarabia się gdzie indziej.   

  • Czy obierałeś jakąś strategię, tak, aby pokazać się z jak najbardziej oryginalnej strony? Czy zupełnie o tym nie myślałeś?

Kudelski: Myślałem czy może myśleliśmy, jak stworzyć ciekawe i intrygujące wydawnictwo. Jak już decydujesz się na prezentację swojej twórczości szerszemu gronu, to myślisz, jak dotrzeć do słuchaczy. Próbujesz zadbać o to, aby dać słuchaczowi szansę w ogóle zauważyć tę płytę. Co nie jest proste, bo to samo próbują też inni. Biorąc pod uwagę, ile muzyki się ukazuje, jest to nie lada wyzwanie. Moja jedenastoletnia córka z rozbrajającą szczerością i przekornym uśmiechem mówi „tato nie męcz się tak i tak nie będziesz nikim sławnym”.  

  • Dlaczego Twoim zdaniem tradycyjne media tak mało miejsca poświęcają muzyce, debiutantom…

Kudelski: Media są w procesie ciągłej zmiany, niekoniecznie na lepsze. Powstają nowe kanały komunikacji. Nie wiadomo już nawet do końca czym są te są tradycyjne media.  Media w pogoni za konkurencją i zyskami tracą z pola widzenia poczucie jakiejkolwiek misji.  Muzyka masowa, stała się przede wszystkim produktem często niestety jednorazowego użytku. Świat nie znosi jednak próżni powstaje bardzo dużo niszowych projektów twórczych, radiostacji, portali, festiwali, promujących artystów spoza głównego nurtu. To jest wielkie wsparcie dla artystów niezależnych.  Możesz trafić do może małego grona odbiorców, ale jest szansa, że znajdziesz wśród nich swoich odbiorców.  Wydaje się, że obecnie wszystko staje się trochę niszą. Każda grupa wiekowa ma swoich artystów każdy styl muzyczny ma swoje kanały przekazu i sposoby dotarcia do fanów i w każdym gatunku dzieje się dużo na całym świecie. Ten cały świat jest teraz w twoim telefonie.  Jest niestety tak wielki, że trudno się w nim odnaleźć więc często reakcją obronną jest zamknięcie się w tym co dobrze znamy.

  • Wiemy, że jesteś wielkim fanem zespołu Deep Purple.  A czy udało ci się być na jakimś koncercie?

Kudelski: Deep Purple widziałem na żywo po raz pierwszy w 1991 r. a ostatni raz w grudniu 2022 r. Widziałem ich na żywo na pewno grubo ponad 20 razy w kraju i za granicą. Myślę, że nie ma drugiego zagranicznego zespołu, który dałby w Polsce tyle koncertów co Deep Purple.  Pierwszy raz, gdy ich widziałem miałem 16 lat i miałem wrażenie, że ten zespół zaraz zakończy karierę, wtedy nazywani byli dinozaurami. A byli, w wieku, w którym ja jestem teraz… Obecnie rock czy metal to jest trochę jak jazz elitarny gatunek dla emerytów i ludzi w średnim wieku Oczywiście przesadzam, ale coś w tym jest.  Żegnam się z nimi od 30 lat a teraz na koncerty jeżdżę ze swoimi dziećmi, które zaraz będą w wieku, w którym ja byłem, gdy po raz pierwszy widziałem Deep Purple na żywo. Dziwne uczucie.   

  • Niebawem ukaże się twój albo w postaci winylowej. Czy Ty sam też preferujesz słuchanie płyty na takim oldschoolowym nośniku?

Kudelski: Winyl jest piękny od strony wizualnej i misterium, które otacza odsłuch jest jedyne w swoim rodzaju. Ja pochodzę jednak z ery CD i nie mam zbyt wiele czasu na słuchanie tego nośnika, ale mam nadzieję, że część moich słuchaczy z radością przyjmie to, że w tej formie pojawi się album. Podobno trwa renesans tego nośnika zobaczymy.

  • Czy masz już jakieś pomysły na kolejne kroki muzyczne?

Kudelski: Tak, myślę, że czas na wydanie nowej płyty Love De Vice a potem to zobaczymy.  

M MAG POLECA:

The Night (Out of the Shadows)  

S.A.D 

Nobody Wins

KUDELSKI W SOCIALACH:

https://www.youtube.com/channel/UCFNfmc9sdDu57-kI4tPikVQ

https://www.facebook.com/kudelski/

https://www.instagram.com/kudelski_music/

www.tomekkudelski.com

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s