“Chcieliśmy tylko coś poczuć” – tak brzmi tytuł debiutanckiej płyty grupy KOLORY, która została wydana 8 września nakładem My Name Is New Label, pod naszym patronatem medialnym. Znalazły się na niej pełne rockowej energii piosenki, które mają szansę zawojować rodzime listy przebojów. Zespół KOLORY, w skład którego wchodzą Sebastian Szuła, Igor Talarczyk, Dawid Kret, Michał Nowaczyk i Wojtek Kempka, w swojej twórczości stawia na indie rockowe brzmienia. Grupa może się pochwalić występami na takich festiwalach jak Enea Spring Break, Opener Festival, AlterFest czy Przystanek Woodstock (teraz Pol’and’Rock Festival). Formacja od 2019 roku współpracuje z powstałym z inicjatywy wytwórni Kayax projektem My Name Is New. W jego ramach zespół wydał m.in. takie single jak “Oswój mnie”, “Planetarium” czy “Butelka”, a także zaprezentowane w tym roku “Będzie ci dobrze”, “Szorty” i “Poziomki”. Teraz KOLORY prezentują swoim fanom swój pierwszy, pełnowymiarowy album muzyczny. O kolorowej historii zespołu, procesie powstawania płyty, inspiracjach i marzeniach zespołu w rozmowie z M MAG opowiada Igor Talarczyk.
M MAG: Na wstępie gratuluję genialnego wydawnictwa. CHCIELIŚMY TYLKO COŚ POCZUĆ to dla mnie album kompletny. Genialne w swojej surowości aranże i teksty, w których najbardziej podoba mi się poszukiwanie drugiego dna, korespondują idealnie z pełnymi emocji melodiami. Gdybym miała wybrać ulubioną solówkę, wybrałabym wszystkie (śmiech). Czapki z głów Panowie!
Igor Talarczyk: Pięknie dziękujemy i cieszymy, że wywarł akurat takie wrażenie.
M MAG: Zanim o najnowszej płycie, cofnijmy się trochę w czasie. Pochodzicie ze śląska i jako KOLORY funkcjonujecie od 2015 roku, chociaż skład zespołu ulegał zmianie na przełomie lat. Opowiedzcie trochę o waszych korzeniach i o tym jak zaczęła się i przebiegała wasza „kolorowa” droga do wydania pierwszego albumu długogrającego?
Igor Talarczyk: Była długa i kręta (śmiech). Zespół jeszcze bez nazwy tworzył się w miejscu, gdzie dotychczas gramy próby. Spotykali się tam Krystian Karaś, Michał Smyła i Sebastian Szuła, próbowali coś składać z różnymi muzykami jeszcze zanim dołączyłem. Działali między innymi z Wojtkiem Kempką, naszym aktualnym gitarzystą.
Ja po przyjechaniu do Katowic na studia z rodzinnego Prudnika, zacząłem się rozglądać za jakąś lokalną kapelą, nikogo jeszcze tu nie znałem. I dzęki ogłoszeniu na rockmetal.pl znalazłem się na próbie z Krystianem, Michałem i Sebastianem. W tym składzie wymyśliliśmy nazwę Kolory, zaczęliśmy intensywne próby i pracę nad własnym materiałem. Co ciekawe pierwsze napisane przez nas piosenki usłyszeć możecie na naszej drugiej EP „Shine”. Były trochę bardziej mroczne niż te napisane później, więc poskładaliśmy je klimatem. Nasza pierwsza EP’ka „Vivid” zawierała za to późniejsze i bardziej pozytywne numery. Taki mały twist 🔀.
Dzięki piosenkom z dwóch pierwszych EP zawojowaliśmy kilka fajnych festiwali. Zagraliśmy na Przystanku Woodstock i Open’er Festival. Wtedy to przerastało nasze najśmielsze oczekiwania. Nawet Michał rok przed tym spreparował maila od „Open’er Festival” w ramach okrutnego żartu, więc gdy dostaliśmy tego prawdziwego, nie uwierzyliśmy, że to prawda (śmiech). No i to wszystko w jednym roku.
W tym składzie pograliśmy też w wielu pięknych miejscach i poznaliśmy wspaniałych ludzi, to naprawdę wielka przygoda. Graliśmy tak kilka lat, chyba coś koło czterech, trzech z nas było przez część tego czasu na studiach, później wszyscy pracując na pełny etat, a może i więcej. W trakcie tego okresu braliśmy też udział w Festiwalu Supportów, w ramach którego byliśmy na warsztatach w Muzycznej Owczarni, gdzie poznaliśmy m.i. zespół Seven on seven.
Pod koniec tego okresu dołączył do nas Dawid Kret na syntezatorach. Próbowaliśmy z nim współpracować jeszcze wcześniej ale jego podróże służbowe mocno to utrudniały. Natomiast po tym jak zmienił pracę na bardziej stacjonarną wsiąkł w nasz skład. Niestety niedługo po tym Michał i Krystian postanowili opuścić zespół. Wtedy zaczęły się niemałe schody.
Po wielu próbach i przymiarkach znaleźliśmy nowych członków na ich miejsce. Wspomnianego już Wojtka Kempkę na gitarze i Michała Nowaczyka, metalowego perkusistę ze wspomnianego zespołu Seven on seven. W nowym składzie pracowaliśmy ciężko, przez 2 lata, opracowaliśmy nowe brzmienie, nowe piosenki – teraz dużo bardziej osobiste. Możecie je usłyszeć na naszej płycie.
M MAG: „CHCIELIŚMY TYLKO COŚ POCZUĆ” różni się formą od tego co prezentowaliście na poprzednich mini albumach, chociażby konstrukcją utworów. Z czego wynika ta zmiana?
Igor Talarczyk: Jedno to oczywiście zmieniony skład, chcieliśmy też trochę poeksperymentować. Nasze Brzmienie i aranże dorastają wraz z nami.
M MAG: Wiadomo, że „gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść” ale Was na szczęście jest pięciu i muzyczna uczta jest zagwarantowana. Macie jakiś twórczy podział ról albo hierarchię tworzenia? Pierwsze powstają teksty, melodie, czy może wychodzicie od budowania aranżacji? Zdradźcie, jak praca nad materiałem wygląda u Was „od kuchni” 😉
Igor Talarczyk: Zazwyczaj zaczynamy on jammowania, improwizowania. Czasem od zera, czasem od jakiegoś motywu. Robimy to godzinami. Zbieramy najlepsze motywy, przekrzykujemy się pomysłami i do tego często budujemy teksty, dopasowując wtedy oba składniki. Są też oczywiście wyjątki ale taka praca dominuje. No i dużo się kłócimy (śmiech). W najgorszych przypadkach uciekamy się do demokracji.
M MAG: Wybierając single jesteście jednogłośni, czy bywa, że zachodzi potrzeba, żeby ciągnąć zapałki? (śmiech)
Igor Talarczyk: Zdecydowanie nie jesteśmy jednogłośni, ale głosujemy. To chyba właśnie te najgorsze przypadki (śmiech)
M MAG: Kiedy warstwa muzyczna i tekstowa jest tak diabelnie dopracowana i spójna, nasuwa się pytanie, skąd czerpiecie inspiracje?
Igor Talarczyk: Z jednej strony inspiruje nas to co dzieje się dookoła, życie nasze i naszych przyjaciół. Bywa szalone i okrutne. Muzycznie wspaniali artyści, których słuchaliśmy wychowując się gdy w TV leciały teledyski grup indie rockowych, internet nie był jeszcze tak przepełniony, oraz pełen świetnych nowych inicjatyw.
No i przede wszystkim inspiruje nas energia, która między nami powstaje podczas grania razem na żywo. Na próbach czy na koncertach – to niesamowite emocje.
M MAG: Kuba Dobrowolski zaprojektował genialną okładkę! Chociaż nawiązując do nazwy zespołu spodziewałam się „tęczy” (śmiech), uważam, że twarz kobiety i mężczyzny świetnie koreluje z utworami z płyty, opowiadającymi w dużej mierze o relacjach damsko-męskich a kolory są dobrane idealnie do lekko psychodelicznego klimatu albumu. Pracowaliście nad okładką wspólnie, czy zaufaliście w pełni jego wizji?
Igor Talarczyk: Gdy mówimy o Kubie, warto wspomnieć, że sam jest muzykiem. Działa pod pseudonimem Kuba Terrano i robi kawał dobrej roboty.
Co do naszej okładki, pracowaliśmy nad nią wspólnie. Wszystko było zbudowane na pomyśle Kuby, ale łączyliśmy go z naszymi inspiracjami i koncepcją. Inspirowaliśmy się plakatami z lat 70 i szukaliśmy świeżego pomysłu na interpretację i połączenie tego wszystkiego. To był długi proces, Kuba jeśli to czytasz – dzięki za cierpliwość!
M MAG: Moje TOP3 z TOP10 (śmiech), to oszczędne w formie lecz nad wyraz wymowne „BĘDZIE CI DOBRZE”, nostalgiczna „PUSTKA” i przewrotne „WSZYSTKO CO MÓWIŁEM”. Który utwór z płyty jest Waszym ulubionym?
Igor Talarczyk: Moim i Michała ulubionym jest Pudełko Marzeń, według mnie ma świetną energię. Rusza mnie z miejsca i nie daje spać. Sprawia, że mocniej wciskam gaz. Uwielbiam to w muzyce. Wiem jeszcze, że Sebastian najbardziej lubi Poziomki, Dawid i Wojtek chyba I co dalej.
M MAG: Co zrobić żeby marzenia nie lądowały w pudełku?
Igor Talarczyk: Otaczać się ludźmi, którzy w Ciebie wierzą, wspierają i samemu walczyć o to, co się kocha. Choć niektóre marzenia zdrowiej zostawić w pudełku, dużo zależy od indywidualnej interpretacji tego utworu.
M MAG: Odnoszę wrażenie, że album CHCIELIŚMY TYLKO COŚ POCZUĆ jest zbiorem punktów krytycznych jakie mogą nas w życiu dopaść, szczególnie ostani numer „OSTATI RAZ”, który kojarzy mi się z powtarzającymi się rok rocznie jak mantra postanowieniami noworocznymi 😉 Kolejny album będzie bardziej „pozytywny”?
Igor Talarczyk: O tym jest, dokładnie o tych, które dopadły nas i naszych przyjaciół. Sam Ostatni raz jest o pracy nad sobą, złudnym odkładaniu zmian na lepsze o ten ostatni raz. Czasami niestety w nieskończoność. Jutro zawsze mamy nowe jutro.
Kolejny album – trudno powiedzieć. Dużo zależy od tego co się będzie działo w tym roku. Mam nadzięję, że tak.
M MAG: Wydawanie albumu w pandemicznej rzeczywistości ma swoje plusy? Coś ułatwia, czy raczej mnoży utrudnienia?
Igor Talarczyk: Jest trochę trudniej, ale nie ma co narzekać. Oby było tylko lepiej 😊
M MAG: Szykują się w najbliższej przyszłości koncerty promujące wydawnictwo?
Igor Talarczyk: Mieliśmy grać w Warszawie koncert premierowy w czwartek 23.09.2021 ale niestety został on odwołany przez kłopoty ze zdrowiem Sebastiana. Na pewno zorganizujemy coś w zastępstwie, gdy tylko się pozbiera!
M MAG: Kiedy dwa lata dostarczają tyle przygód i refleksji, strach pomyśleć co będzie za dziesięć (śmiech). Paulo Kolorelcho? 😉 Jakie macie muzyczne marzenia? Czego Wam życzyć?
Igor Talarczyk: Dziesięć lat wydaje się mega daleko, oby te przygody i refleksje były bardziej pozytywne (śmiech). Myślę, że najbardziej nam się przyda trochę koncertów, bo za nimi tęskno. Z marzeń, żeby druga płyta była lepsza od pierwszej. I może koncertu na jakimś wielkim stadionie (śmiech).
M MAG: W takim razie trzymam mocno kciuki! Dzięki za rozmowę i do zobaczenia/usłyszenia na muzycznym szlaku!
Igor Talarczyk: Dzięki za rozmowę i dzięki za wsparcie od M MAG!
Rozmowę przeprowadziła Beata Ejzenhart
Kup płytę KOLORY – Chcieliśmy tylko coś poczuć:
sklepzmuzyka.pl/KOLORY-Chcielismy-tylko-cos-poczuc
KOLORY W SOCIAL MEDIACH:
https://www.instagram.com/koloryband
https://www.facebook.com/koloryband
2 Comments